wtorek, 10 stycznia 2012

O planach językowych

Ostatnio naszło mnie, żeby sporządzić sobie "listę języków, które chciałabym znać". Tak po prostu, dla siebie, byłam ciekawa, które przyjdą mi do głowy. Nigdy nie planowałam, że chciałabym ich opanować 5, 10, czy 15. Myślę, że różnych języków będę się uczyła przez całe życie, a to ile konkretnie ich poznam zależeć będzie też od tego jaką pracę podejmę, ile będę mieć wolnego czasu i ile chęci na dalszą naukę :)

Kategoria 0 - języki, których już się uczę i których uczyć się nie przestanę :) 

1. Angielski C1/C2 - kontakt z tym językiem mam od przedszkola, a więc od kilkunastu lat (wstyd się przyznać). Na poważnie zabrałam się za niego w gimnazjum i przez trzy lata zrobiłam spore postępy. Nadal jednak nie jest to poziom, który by mnie zadowalał, chciałabym kiedyś posługiwać się biegle angielskim, czyli na poziomie C1/C2. Jeszcze sporo pracy mnie czeka :)

2. Niemiecki B2/C1 - dopiero zaczęłam moją przygodę z tym językiem, mam nadzieję jednak, że nie skończy się ona szybko. Niemiecki bardzo mi się podoba, a poza tym jest bardzo przydatny. Chciałabym do wakacji wspiąć się na poziom A2/B1, a ogólnie byłabym zadowolona gdyby mój niemiecki lekko ustępował angielskiemu :) Mocne B2, lub lekkie C1 bardzo by mnie już satysfakcjonowało.

Kategoria 1 - języki, które mi się podobają, które chciałabym znać i które już czekają w kolejce aż opanuję dwa powyższe :) 

1. Norweski B1/B2 - rzekomo podobny do niemieckiego, niezbyt trudny, ciekawy. Niewiele o Norwegii wiem poza tym, że jest droga, są tam fiordy, dużo śniegu, narodowy sport to biegi narciarskie, popularne są skoki narciarskie (w Vikersund jest największa skocznia narciarska na świecie) i mieszka tam dużo Polaków, (najwięcej budowlańców). Chciałabym kiedyś pojechać do Skandynawii, a norweski bardzo fajnie brzmi, jest łatwiejszy niż ugrofiński fiński, a z Norwegią mam więcej pozytywnych skojarzeń niż ze Szwecją. Gdybym kiedyś chciała się za ten język zabrać, koniecznie będę musiała nadrobić braki w wiedzy na temat tego kraju!

2. Rosyjski B1/B2 - inny z języków, który bardzo chciałabym znać, właściwie jest na równi z norweskim. Rosyjski otwiera drzwi do komunikacji na terenie byłego ZSRR, poza tym ilu użytkowników tego języka jest w samej Rosji! Bardzo chciałabym odwiedzić ten kraj, zobaczyć Moskwę, a zwłaszcza Teatr Bolszoj. Jest mi przykro, gdy widzę rosyjskie napisy, które wyglądają dla mnie jak hieroglify. Chciałabym opanować język o innym alfabecie, rosyjski z tej grupy jest chyba najłatwiejszy dla Polaka.

3. Włoski B1 - można mówić, że Włochy są za bardzo popularne, że wszyscy je kochają i że przez to nie ma w nich nic ciekawego. Ja sama jeszcze niedawno mówiłam, że Europa Wschodnia interesuje mnie dużo bardziej niż Zachód. I nadal tak jest, ale Włochy to wyjątek. W zeszłym roku miałam okazję uczestniczyć w wycieczce objazdowej po Włoszech i zobaczyć najbardziej znane zabytki takie jak Bazylika św. Piotra, miasta takie jak Rzym, czy Florencja i inne wspaniałe rzeczy. Wszystko zrobiło na mnie wrażenie (może poza rozczarowującą Florencją), sama nie wiem co największe. Wielkim przeżyciem była wizyta na wzgórzu Monte Cassino i w rewelacyjnym, multimedialnym muzeum poświęconym walkom o to wzgórze. Przy grobie generała Andersa przechodziły mnie ciarki. Ale nie o tym chcę pisać ;) Podczas całego dwutygodniowego pobytu silnie odczuwałam brak znajomości włoskiego. Niestety we Włoszech angielski nie jest językiem powszechnie znanym, o ile na północy było jeszcze jako tako, o tyle w Kalabrii, na południu ten język już zupełnie nie przechodził. Chciałabym jeszcze do Włoch kiedyś wrócić, a sam włoski jest oczywiście pięknym, melodyjnym językiem. Po mojej nieudanej przygodzie z francuskim obiecałam sobie, że żadnego języka romańskiego nie tknę końcem palca, ale z czasem coraz bardziej mięknę i chyba jednak złamię to postanowienie w przyszłości.

Kategoria 3 - języki, które raczej pozostaną w strefie marzeń... 

1. Hebrajski - od bardzo dawna myślę o hebrajskim, czytam o Izraelu, ogólnie kultura żydowska to jest temat, który mnie interesuje. Bardzo żałuję, że przez wojnę i prześladowania żydów w czasach PRL-u Polska straciła pewną różnorodność, którą zyskiwała dzięki obywatelom innego wyznania. Żydzi to była grupa społeczna, która nadawała koloryt, temu nie da się zaprzeczyć. W moim miasteczku i okolicach przed II wojną światową żydzi stanowili dużą część lokalnego społeczeństwa, była tu nawet synagoga. Nauka hebrajskiego to byłoby jednak wyzwanie na lata jak nie na całe życie. Język semicki, więc kompletnie inny od wszystkich wyżej wymienionych. Alfabet to jeszcze nie taki wielki problem, niecałe 30 znaków, problemem jednak jest na przykład brak zapisywanych samogłosek. Po prostu różnica w myśleniu, trzeba by się przestawić na coś zupełnie innego. Poza moim zasięgiem póki co, ale ochotę mam wielką na ten język :)

2. Arabski MSA + arabski dialekt - ostatnio tak zaczęłam sobie czytać i w sumie mnie to zafascynowało. Nauka arabskiego to takie wchodzenie po stopniach, zdobywanie cały czas kolejnych poziomów. Najpierw trzeba opanować pismo, potem nauczyć się MSA, który jeszcze zasadniczo niewiele daje. Potem trzeba zacząć uczyć się dialektów jeśli chce się porozumieć wśród społeczeństwa danego kraju. Bardzo ciekawa sprawa. Nie jestem miłośniczką kultury arabskiej, ale trudno przejść obojętnie obok czegoś tak skomplikowanego, trudnego i wewnętrznie rozbitego. Wyobrażam sobie, że satysfakcja z opanowania alfabetu, czy podstaw MSA musi być wielka. Może kiedyś spróbuję, jednak przygoda z arabskim to już bezsprzecznie wyzwanie na całe życie.


Poza tym obecnie uczę się trochę chorwackiego (o szczegółach, podręczniku itd. napiszę innym razem), jednak moim celem jest raczej podstawowa komunikacja, niż rzeczywiste opanowanie tego języka.
Interesujące wydają się też być: węgierski (miałam już z nim krótką przygodę) i niderlandzki.

Na pewno jest więcej ciekawych języków, które warto byłoby znać, ale obawiam się, że życie jest zbyt krótkie. Lepiej zająć się na poważnie kilkoma językami, niż po łebkach uczyć się kilkunastu. Mam jednak nadzieję, że opanowanie kilku z nich, na razie jednak czas skupić się na może trochę "nudnych" językach z kategorii 0. Pewnie, że zawsze jest taka pokusa porwać się na coś egzotycznego, niespotykanego, żeby znajomym opadła szczęka, coś "nieszkolnego". Na razie jednak widzę większy sens w nauce języków zachodnioeuropejskich, niż w zabieraniu się za hebrajski, czy arabski. Trzeba sobie zostawiać coś na deser :) 

4 komentarze:

  1. Przykro mi, że Florencja Cię rozczarowała :( dla mnie to najpiękniejsze miast we Włoszech, ogólnie cała Toskania jest wspaniała i chciałabym się tam osiedlić na stałe w przyszłości. Piza może rozczarować, ale Florencja...? Ehh, to trudno, każdemu podoba się coś innego :)
    Też interesuję się kulturą żydowską, jednak mnie ciągnie bardzo do języka jidysz ;) jednak może najpierw chciałabym opanować niemiecki, ponieważ te dwa języki mają ze sobą wiele wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne B2 (~matura rozszerzona) z niemieckiego to byl by dobry start do dalszej nauki :)

    Zgadzam sie w 101% z tym stwierdzeniem: lepiej zająć się na poważnie kilkoma językami, niż po łebkach uczyć się kilkunastu.

    A co do nauki czegos "nieszkolnego", to mam wrazenie, ze w wiekszosci przypadkow, cokolwiek, co nie jest angielskim/niemieckim juz wywola podziw. Ba! Paru moich znajomych nawet zazdrosci mi znajomosci angielskiego na dosc dobrym poziomie ;)

    Zdravim!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarze :)
    ~Raija, być może Florencja nie podobała mi się dlatego, że byłam tam w południe w połowie lipca, kiedy temperatura zdecydowanie nie zachęcała do zwiedzania :) Florencja położona jest w takiej jakby kotlinie, gdzie nie ma wymiany powietrza, ono się bardzo mocno nagrzewa i pewnie to wpłynęło na moją opinię. Tak czy siak, Siena zrobiła na mnie dużo większe wrażenie!
    ~Adam, tak jest, jeśli ktoś uczy się innego języka niż angielski, niemiecki, ewentualnie rosyjski, to uznawany jest za ewenement :) Moja przyjaciółka uczy się na własną rękę hiszpańskiego, popularnego w końcu języka, a mimo to cały czas spotyka się z niedowierzaniem i tekstami w stylu "powiedz coś po hiszpańsku!" :) Moja pozalekcyjna nauka niemieckiego nie cieszy się takim zainteresowaniem ;)

    Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarze. Jest mi bardzo miło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie, że są plany językowe i ja jestem przekonany, że dzięki nim o wiele lepiej się uczymy języków obcych. Właśnie dlatego już moje dzieci także chodzą do szkół językowych https://earlystage.pl/pl/nasze-szkoly/malopolskie i co najważniejsze to im się podobają takie zajęcia.

    OdpowiedzUsuń