piątek, 11 listopada 2011

Zniechęcenie

Czuję jakieś zniechęcenie do języków obcych. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy stan. Wiem, że powinnam próbować go przezwyciężyć jeszcze cięższą pracą, ale nie mam siły. Na początku roku szkolnego obiecywałam sobie, że do wakacji nauczę się niemieckiego na tyle, żeby móc wyjechać na dwa, trzy tygodnie na obóz językowy do Stuttgartu. Niestety, w miarę upływu czasu entuzjazm opada. Do następnych wakacji jest tak strasznie dużo czasu, że nie czuję w ogóle potrzeby, żeby porządnie nad tym językiem przysiąść. Cały czas mam gdzieś z tyłu głowy myśli, że jeszcze zdążę, że przecież mi się nie śpieszy. W rezultacie nie robię prawie nic. Uczę się trochę niemieckiego do szkoły, ale naprawdę nie muszę robić dużo, żeby mieć niesamowite oceny. I nie chodzi tu o to, że ja jestem niesamowicie zdolna, myślę bardziej o nauczaniu języków w polskich szkołach. Ja rozumiem, że to początki, że dopiero zaczynam się uczyć niemieckiego, ale tempo naprawdę jest niesamowicie ślimacze, a sprawdziany polegają na wpisaniu w lukę jednego słowa. Pod koniec wakacji tak bardzo nie mogłam doczekać się nauki niemieckiego, że odkurzyłam kupiony dawno temu przez mojego tatę samouczek wydawnictwa Pons (bardzo słaby moim zdaniem) i zaczęłam sama w wakacje czytać, robić ćwiczenia, słuchać nagrań. Po ponad dwóch miesiącach nauki tego języka w szkole nie nauczyłam się dużo więcej niż w ciągu jakiegoś tygodnia pod koniec wakacji. Nauczycielka od niemieckiego jakby wiedziała, że mamy dużo nauki do innych przedmiotów i nie chciała nas dodatkowo obarczać tym niemieckim. Tyle że kiedy mam do wyboru: nauczyć się na biologię, z której będą pytali, a nauczyć się na niemiecki, który ogólnie jest przedmiotem bardzo bezstresowym, mimo całej mojej miłości do języka zachodnich sąsiadów, muszę wybrać pierwszą możliwość. 

Pocieszam się trochę tym, że po tych dwóch miesiącach jednak umiem już powiedzieć parę zdań, rozumiem jakieś proste nagrania, ale samouczek (inny, kupiony na początku września na fali niesamowitego entuzjazmu) leży samotnie, tak samo książka do gramatyki, do której miałam tak regularnie zaglądać. Tak więc opanowanie niemieckiego na poziomie mniej więcej B1 do wakacji jest mocno zagrożone jeżeli dalej będę tak postępować.
Do tego w tą niedzielę nie ma meczów Bundesligi, ponieważ w tym czasie piłkarze grają mecze eliminacyjne do EURO 2012. Przeżyłam niemiłą niespodziankę, kiedy to sobie uświadomiłam. Moi faworyci - Niemcy - mają już zapewniony udział w tej imprezie, emocji więc nie będzie żadnych. Dzisiaj polska reprezentacja gra mecz towarzyski z Włochami, ale bez orzełka na piersi, co sprawia, że mocno się zastanawiam, czy ten mecz oglądać. Długi weekend minie więc bez sportowych emocji, a szkoda. 

Oszczędzam jednak dwie godziny, więc może przeznaczę je na naukę niemieckiego. Dzisiaj po staniu na mrozie i podziwianiu pięknej defilady na Placu Piłsudskiego nie mam już na to siły. Jeśli jednak zmobilizuję się i zrobię cokolwiek, na pewno o tym napiszę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz